OFF Piotrkowska |
Pierwsze kroki zrobiliśmy do OFF Piotrkowska. Jak się później okazało stanowczo za wcześnie, bo najlepsza według "zwiedzających" kawiarnia - Yellow - była jeszcze zamknięta i trochę nieświadomie ominęliśmy kolejne zwycięskie miejsce - Ser Lancelot (wybrany przez jury).
ul. Roosevelta, Łódź - prawie jak w Berlinie :) |
Zamiast tego wstąpiliśmy do Daleko Blisko na pralinowo-muślinowego ptysia Paryż-Brest z kawą. Ptyś był bardzo dobry, chociaż mikroskopijny w porównaniu ze zdjęciem promującym lokal. Ciasto delikatne i lekkie, jednak pralinowości nie odnalazłam w tym deserze.
Ptyś Paryż-Brest, Daleko Blisko, OFF Piotrkowska |
Kolejnym przystankiem było The Mexican. Pomimo tego, że to jest sieciówka i wystrój był bardzo podobny do lokalu w Poznaniu to uwiodło mnie położenie - dziedziniec, do którego dojście wskazywały przewieszający się winobluszcz pięciolistkowy. Wyobraziłam sobie to miejsce jesienią z płomiennymi liśćmi na łodygach i w przejściu. Ach :)
Ale wracając do meritum. Daniem fesitwalowym były żeberka barbecue pieczone z suszoną śliwką. Podane były z kawałkiem ciasta francuskiego, półplasterkiem pomarańczy, strzępem kiełków i listkiem rukoli. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że podawane dania nie będą duże, bo przecież podając normalną wielkość nikt nie byłby w stanie odwiedzić więcej niż jedno miejsce. Dla męskiej części było to zdecydowanie za mało. Ale zgodnie stwierdziliśmy, że sos jest naprawdę dobry, a żeberka bardzo dobrze przyrządzone. Duży minus dla obsługi, która chyba nie była zadowolona z tego, że lokal bierze udział w festiwalu i tylko dla tego dania przychodzili goście. I na dokładkę odebrali koleżance jeszcze nie dokończoną szklankę napoju :D
Żeberka w sosie barbecue, The Mexican |
Postanowiliśmy pójść wreszcie zobaczyć sławną Manufakturę, w której żadne z nas jeszcze nigdy nie było. Po drodze wstąpiliśmy do Łódzkiej Fabryki Lodów - daleko im do lodów na Wronieckiej czy w Kolorowej w Poznaniu. Zachwyciłam się Placem Wolności, dla którego robiłam szybki projekt na zajęciach. A na koniec trafiliśmy do dawnych fabryk Poznańskiego i... marokański targ z prawdziwymi Marokańczykami i cudeńkami z Afryki. Do domu przyjechała piękna, zdobiona, srebrna rama (pierwotnie miała być na lustro, obecnie pięknie zdobi sama :) ).
Cafe Wolność na Placu Wolności w Łodzi |
Krova - wegańska burgerownia. Zamiast mięcha inne białko - soczewica, ciecierzyca, tofu. Do wyboru, do koloru. A do tego pietruszkowe (zabrakło) i marchewkowe (obłędne) frytki. Burger wielki, pyszny, pełen warzyw. Miejsc siedzących okazało się za mało. Paletowe kanapy i pojedyncze stoliki były zapełnione przez cały czas oczekiwania na burgery. Bo to nie był tego dnia fast food :) Ale czekanie umiliła lemoniada melisowo-pomarańczowa. Mało melisowa, ale zimna. A to było ważne, ponieważ tego dnia pomimo zapowiadanych opadów, było niesamowicie słonecznie.
Krova - wegańska burgerownia, OFF Piotrkowska |
Melisowo-pomarańczowa lemoniada, Krova |
Zwiedziłam chociaż trochę Łódź - pięknie odrestaurowane wille na zdjęciu poniżej, przeszłam Piotrkowską od Piłsudskiego na północ, znalazłam Stary Rynek w Łodzi (naprawdę mają!). Może podczas kolejnego festiwalu uda mi się zwiedzić więcej miejsc nie tylko gastronomicznych, ale także atrakcji po południowej stronie miasta w okolicach Książęcego Młyna. Może następnym razem nie przegapię tego, że tak super zaprojektowana uliczka to właśnie co powstały woonerf :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz