Muffinki powstały spontanicznie w poniedziałkowy wieczór. Właściwie to już była noc, kiedy wyjmowałam je z piekarnika. Robiłam je z myślą o Panu M., którego od pewnego czasu zaniedbuję w przygotowywaniu pyszności lunchowych do pracy. Muffinki są idealne do wrzucenia do torby, czy do plecaka. Tym bardziej, że nie trzeba ich odgrzewać, ani martwić się o sztućce. Wystarczy odwinąć z papilotek i zajadać.
Przepis (12 muffinek):
- 1 szklanka mąki pszennej
- 1 szklanka mąki żytniej
- 1 łyżka proszku do pieczenia
- 1/2 łyżki sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka soli
- 2 łyżeczki bazylii
- 2 jajka
- 1 szklanka mleka
- 1/2 szklanki oleju
- 100 g fety
- 12 czarnych oliwek
Do dużej miski wsyp suche składniki: mąki, proszek do pieczenia, sodę, sól, bazylię. Dokładnie wymieszaj ze sobą. W drugim naczyniu wymieszaj mokre składniki: jajka, mleko, olej. Fetę pokrusz na mniejsze kawałki, a oliwki posiekaj na niewielkie części. Do suchych składników wlej mokre oraz pokrojony ser i oliwki. Wymieszaj, nie musi być dokładnie. Formę do muffinek wyłóż papilotkami i do każdej nakładaj po łyżce ciasta. Masy starcza idealnie na 12 sztuk, gdy zostanie Ci coś w misce dołóż do formy.
Piecz w temperaturze 180 st. C przez 30 minut. Następnie wyjmij z piekarnika i odstaw do ostudzenia.
Smacznego!
Cudowne te muffinki ;)
OdpowiedzUsuńPiękne te muffinki, takie inne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie.